Akurat było wczoraj trochę wolnego czasu, więc postanowiłem z Dawidem wyjść na dwór, aby trochę sobie porzucać. Tym bardziej, że na niedzielnym treningu mnie nie będzie, a pogoda jak najbardziej sprzyjała. Ubrałem się tylko ciepło, żeby zrzuci później kurtkę, żeby nie ograniczała rzutów. Nawet rękawiczki antypoślizgowe wziąłem, aby się dysk nie wywinął. Zanim jednak doszedłem na boisko zachmurzyło się i zaczął padać śnieg. Im bliżej byłem tym mocniej sypało. Mimo tych trudnych warunków atmosferycznych)śnieg i mocny wiatr) nie zniechęciliśmy się i zaczęliśmy ćwiczyć. Rzuty nam nie chciały wychodzić. Zapomnieliśmy jak to jest rzucać, gdy istnieje coś takiego jak wiatr. Ale doszliśmy do wniosku, że aby poprawnie wykonać rzut w takich warunkach trzeba się skupić na rotacji (spinie) dysku. Im większa, tym dysk sprawniej i płynniej leciał, a i wcale nie potrzeba siły do takiego rzutu. Oczywiście przy dobrych warunkach pogodowych ta zasada jak najbardziej również się liczy, ale człowiek tak jakoś domyślnie myśli, że jak mocno wieje to trzeba z dużą siłą rzucać. Nic bardziej mylnego. Gdy przestał padać śnieg i wyszło ponownie słońce i to co napadało zaczęło topnieć, dysk znów zaczął zupełnie inaczej latać i ślizgać się. Przez ostatnie pół godziny postanowiliśmy za to rzucać tylko lewą ręką. Co prawda skupiliśmy się głównie na backhandzie, ale i parę forehandów się znalazło.Oczywiście początkowo opacznie to nam szło, no ale siłą dedukcji zaczęliśmy kopiować ruchy naszej lewej ręki, dokładnie tak jak to robimy przy rzucie prawą. Czyli odpowiedni zamach ręką po łuku i najważniejszy duży spin, dysk równolegle do podłoża i dysk zaczął nam w miarę, podkreślam w miarę równo latać. Jak na pierwszy raz poza halą w tym roku i tak było nieźle. To było dobrze spędzone 1,5h. A przy okazji mieliśmy trochę radości z padającego śniegu, co można zobaczyć tutaj i tutaj.
Śnieżne granie